Mój dziadziuś Julian
Mój dziadziuś Julian
- Dziadziusiu, napijesz się herbaty?
- Chętnie.
Zaniosłam filiżankę do pokoju. Dziadek siedział przy stole, na którym leżały różne rzeczy.
- Co robisz? – spytałam.
- Babcia kazała zrobić porządek z tymi szpargałami. Wiesz, że babci lepiej się nie sprzeciwiać – uśmiechnął się starszy pan.
Musicie wiedzieć, że mój dziadziuś był i jest bardzo energicznym człowiekiem. Często wspomina swoją młodość i prezentuje pamiątki z różnych okresów swojego życia. Dziadziuś urodził się tuż przed II wojną światową, w 1933 roku na Rejowie. Jego dzieciństwo przypadło na okrutne lata. Zdarzało się, że z rodzicami i sąsiadami z całym dobytkiem musiał uciekać przed okupantem. Na szczęście los uchronił jego i jego bliskich przed śmiercią, a rodzinny dom przed zburzeniem. Pozwoliło to żyć rodzinie w miarę normalnie. Dzięki pracowitości i zaradności rodziców w domu nie brakowało chleba, mleka i ziemniaków.
- O, jaka stara fotografia! Kto na niej jest?- spytałam.
- To moja mama, która wyjmuje chleb z pieca. Oj, jaki to był rarytas. Do dziś pamiętam i czuję zapach oraz smak świeżo upieczonego razowca, popijanego mlekiem od krowy Milki – rozmarzył się dziadek.
Spokojne życie na Rejowie przerwał wybuch II wojny światowej. Choć był małym chłopcem, musiał pomagać rodzicom. Woził na wózku zrobionym przez ojca obierki z ziemniaków. Wymieniano je na mleko czy inną żywność. Po wyzwoleniu rozpoczął naukę w szkole na Bzinie. Gdy ukończył siódmą klasę, został przyjęty do tzw. Szkoły Przemysłowej zorganizowanej przy Państwowej Fabryce Amunicji w Skarżysku Zachodnim.
Dziadziuś, popijając herbatę, wziął do ręki stary zeszyt i zaczął opowiadać.
-Z dużym trudem i przy sporym wysiłku ukończyłem szkołę w 1952 roku, uzyskując tytuł technika mechanika o specjalności obróbki skrawaniem. Rozpoczął się teraz okres mojej pracy zawodowej w Zakładach Metalowych PREDOM MESKO, bo takiej nazwy wtedy używano. Po odbyciu praktyk, podczas których zdobyłem umiejętności szlifierza uniwersalnego, zostałem zatrudniony w Zakładzie Mechaniki Precyzyjnej ( przedwojenna RAKIECIARNIA).
I tak rozpoczęła się przygoda dziadka z Zakładami Metalowymi - od majstra na wydziale automatów tokarskich, gdzie produkowano kadłuby zapalników do różnego typu pocisków - do kierownika Działu Transportu Kolejowego i Ekspedycji.
- Dziadziusiu, na czym polegała Twoja praca w fabryce?
- Odbywszy służbę w Ludowym Wojsku Polskim, powróciłem do Skarżyska i rozpocząłem nowy okres w pracy. Zostałem konstruktorem-technologiem przy produkcji maszyn dla przemysłu metalowego, włókienniczego i szklarskiego – przypominał sobie. Pod kierownictwem dziadka wykonywane były prototypy kuźniarek – maszyn do produkcji łożysk kulkowych, przędzarek obrączkowych i krosien tkackich wykorzystywanych do produkcji tkanin odzieżowych, firan, koronek.
- Wiesz, wtedy w Zakładach Metalowych projektowano i produkowano wiele urządzeń przemysłowych. Wyobraź sobie, że tu w Skarżysku opracowano również jedną z pierwszych kampingowych przyczep samochodowych. Na bazie tego projektu w fabryce w Niewiadowie produkowano je na szeroką skalę. Było to ważne osiągnięcie.
Praca dziadka została doceniona przez ówczesnego Ministra Przemysłu Maszynowego, który przyznał mu Odznakę Zasłużony dla Przemysłu Maszynowego.
- Cały czas byłeś konstruktorem?
- Nie – uśmiechnął się - Będąc Przewodniczącym Rady Zakładowej Przedsiębiorstwa Związku Zawodowego Metalowców, uczestniczyłem w organizacji trzech ośrodków wczasowych w Kołobrzegu, Krynicy Górskiej oraz Węgorzewie. Znajdowały się w nich, oprócz budynków mieszkalnych, place zabaw dla dzieci, świetlica, ławeczki i stoliki na świeżym powietrzu. Wypoczywali tam pracownicy oraz ich rodziny w czasie wakacji. Dzięki wyposażeniu do zabiegów leczniczych, po sezonie pełniły rolę sanatoriów. Pomagałem też przy tworzeniu ogródków działkowych na Milicy i Młodzawach, które wyposażone były w budynki świetlicowe.
- To może pojedziemy w czasie wakacji do Kołobrzegu i pokażesz nam wasze dzieło?
- Oj, Karolciu, Karolciu - nawet nie wiem, czy one jeszcze istnieją. Zakłady Metalowe zmuszone były do ich sprzedaży. Dobrze, że ogródki działkowe nadal służą mieszkańcom Skarżyska, choć część z nich została wykupiona pod budowę drogi ekspresowej – wzdycha dziadziuś.
- A to Ty z łopatą? Gdzie zrobiono to zdjęcie?
- Nie poznajesz?- śmieje się dziadziuś – przecież to ośrodek na Rejowie. Rozbudowa i modernizacja ośrodka rekreacyjnego i stadionu sportowego GRANAT to też projekty, przy których pracowałem.
Ze stosu papierków wyciągnęłam jakieś zaświadczenie. Moją uwagę zwróciły kolejowe symbole.
- Dziadku, nie wiedziałam, że byłeś kolejarzem.
- Kolejarzem był mój ojciec, a twój pradziadek. W 1980 roku ogłoszono stan wojenny – mówi dziadek. - Przyczyniło się to do zawieszenia działalności związków zawodowych i do zmiany charakteru mojej pracy. Zostałem kierownikiem Działu Transportu Kolejowego i Ekspedycji w rodzimym zakładzie. Chcąc dobrze wykonywać nowe obowiązki, ukończyłem kurs dyżurnego ruchu kolejowego.
Pracując na tym stanowisku, dziadek przyczynił się do rozbudowy bocznicy kolejowej na terenie Zakładów, co usprawniło transport produkowanych towarów.
- A co jest w tych czerwonych pudełeczkach?
- To odznaczenia, jakie dostałem za sumienną i uczciwą pracę. Są tu odznaczenia państwowe: Medal XXX-lecia PRL, Złoty Krzyż Zasługi, Krzyż Kawalerski. O, a tu leżą odznaki: Zasłużony dla Zakładów Metalowych, Zasłużony dla Kielecczyzny, Zasłużony dla Rozwoju Przemysłu Maszynowego.
- Z którego orderu jesteś najbardziej dumny?
- Z KRZYŻA KAWALERSKIEGO ORDERU ODRODZENIA POLSKI, który otrzymałem w 1983 roku, za całokształt mojej pracy.
- Czy to ten, który ma białe ramiona połączone w środku kołem z Białym Orłem na czerwonym tle i napisem POLONIA RESTITUTA? Jest bardzo ładny. Błyszczy w słońcu.
- Tak, Karolinko. To szczególne wyróżnienie. Cieszę się, że zauważono i doceniono moją pracę.
- Gratuluję! – cmoknęłam dziadka w policzek i mocno przytuliłam się do niego.
Ten nasz Senior wygląda jeszcze całkiem niczego sobie. Krok sprężysty, zgrabna sylwetka, półdługie włosy zdobią srebrne skronie. Dopiero teraz to zauważyłam! Jak mogłam to przeoczyć? Już wiem, dlaczego babcia wciąż go kocha. Nie dość, że dobry, to jeszcze przystojny. W młodości musiał nie jednej dziewczynie zawrócić w głowie.
W 1991 roku, po przepracowaniu 43 lat, mój dziadziuś - Julian Sabatowski – odszedł na zasłużoną emeryturę.
- O, wiem, co to jest! To drzewo genealogiczne naszej rodziny. Pamiętam jak z mamą robiłyśmy graficzny schemat drzewa i przepisywałyśmy oraz drukowałyśmy broszurkę z krótkimi biografiami poszczególnych krewnych.
Po przejściu na emeryturę, dziadziuś, chcąc utrwalić, „skąd nasz ród”, zaczął tworzyć drzewo genealogiczne. Wyszukiwał informacje w kancelariach parafialnych i archiwach państwowych. Udało mu się udokumentować i opisać dzieje rodziny aż od 1770 roku.
- Tak, praca ta wydrukowana i oprawiona zajmuje honorowe miejsce o, tam na półce –wskazuje dziadziuś. - Zaś schemat, składający się z kilkunastu kartek, wisi na ścianie w pokoju seniora rodu – wujka Bogusia – dodaje dziadek.
- Jestem bardzo dumna, że mamy własne drzewo genealogiczne. Niewiele osób może pochwalić się znajomością przodków aż do 1770 roku. Obiecuję, że przejmę po Tobie funkcję rodzinnego kronikarza i będę dalej je uzupełniać .
Często, przeważnie w zimowe wieczory, siadamy tak jak dziś przy herbatce i dziadziuś opowiada mi o naszych przodkach, o Rejowie. Snuje opowieści zasłyszane w dzieciństwie o tym jak wyglądała nasza ulica, kto mieszkał po sąsiedzku, jakie sam przeżył przygody. Bardzo lubię czas spędzany z nim. Spoglądam na dziadka. Dobrze, że jest z nami. Będąc emerytem poświęca swój czas rodzinie. Wspólnie z moim tatą remontuje dom swoich rodziców i odnawia budynki gospodarcze. Opiekuje się o 10 lat starszym, bratem, który po ponad sześćdziesięciu latach mieszkania w Anglii, po śmierci żony i udarze mózgu powrócił do rodzinnego domu. Dużo czasu spędza z nami, czyli swoimi wnuczkami. Zabiera nas na wycieczki, chodzimy razem na grzyby i spacery po najbliższej okolicy.
- Pamiętasz, dziadziusiu, jak zaprowadziłeś mnie pierwszy raz na pobliską Górę Baranowską? Miałam chyba jakieś siedem lat. Opowiedziałeś mi historię grobów jakie tam są.
- Tak. To miejsce rozstrzelania i pochowania mieszkańców Iłży, zabitych przez hitlerowców. W tym roku, jak każdego 1 listopada zapalimy znicz, aby uczcić pamięć tych ludzi.
- Ciekawe, czy znajdziemy słoiczek z wierszem napisanym przez córkę jednej z ofiar, poświęcony pamięci ojca?
- Zobaczymy.
Obecnie nasz Senior prowadzi batalię o upamiętnienie i dokładne oznaczenie tego miejsca. Pisze pisma do władz miejskich, powiatowych, Instytutu Pamięci Narodowej, a także miejscowej prasy. Niestety, odsyłany jest od jednego do drugiego urzędu. Jedni twierdzą, że to nie należy do ich kompetencji, inni że szczątki były ekshumowane i przeniesione na cmentarz w Kielcach. Okoliczni mieszkańcy zarówno Rejowa jak i Suchedniowa (Baranowa) nie potwierdzają tych informacji. Mój dziadek to prawdziwy lokalny patriota. Poznał i utrwalił nie tylko historię swojej rodziny, ale też dzieje swojej dzielnicy - Rejowa. Dba o to, abyśmy my, najmłodsi pamiętali, skąd pochodzimy i przekazywali tę wiedzę następnym pokoleniom. Dlatego swoje wspomnienia spisał w broszurce, którą nam podarował. Z dumą mogę powiedzieć, ze jest on dobrym człowiekiem i wspaniałym dziadkiem. Nigdy nie odmówił pomocy nam, najbliższym, ale też obcym ludziom. Szacunek, jakim się cieszy wśród rodziny i sąsiadów, najlepiej o tym świadczy.
Kocham Cię DZIADKU!
Ruda